Nazywam się Anna Kujawa.
Mieszkam w Pile wraz z moimi najlepszymi chłopakami, czyli moim mężem Wojtkiem oraz naszym synem Jakubem. Oczywiście najważniejszymi członkami naszej rodziny są nasze psy – trzy dziewczynki Inka, Rami i Abi oraz chłopiec Coshi .
jak to się wszystko zaczęło, czyli początek tej wielkiej miłości
Pamiętam, że w roku 1990, kiedy byłam w piątej klasie szkoły podstawowej, urodziło się we mnie ogromne pragnienie posiadania psa. Pewnie jak w większości domów, rodzice nie bardzo chcieli się zgodzić, bo wiedzieli, że obowiązki związane z wychodzeniem z psem spadną na nich. Jednak nie odpuszczałam, robiłam wszystko co w mojej mocy, aby wykazać się odpowiedzialnością i dojrzałością w podjętej decyzji.
Moi rodzice mi zaufali – byli wspaniali, bo tak naprawdę już wtedy wiedzieli, że nie odpuszczę i nie mają wyjścia. Los mi sprzyjał, ponieważ w międzyczasie tata dostał informację od znajomych, że w leśniczówce niedaleko Piły urodziły się teriery. Wtedy pogodzili się z faktem, że jeden z nich będzie dla mnie !
W lutym, kiedy nastały ferie zimowe w szkole, pewnego wieczoru, tata wrócił do domu i zawołał mnie do siebie. Jak dziś pamiętam tę jego brązową kurtkę z kożuszkiem, z której wystawał maleńki czarny łepek psiaka.
Nie mogłam w to uwierzyć – mój, tylko mój własny pies !
… i tak się zaczęło … miałam suczkę, rasy prawdopodobnie pinczer średni, może z domieszką jagdteriera (niemieckiego teriera myśliwskiego) – tego nie byłam pewna, bo nie miała rodowodu, o imieniu Mika.
To był wspaniały pies, wierny, oddany mi bez końca. Mika każde zbliżenie obcej osoby do mnie, traktowała jak zagrożenie i warcząc stawała w mojej obronie. Gdy w roku 2001 pojawił się w moim życiu Wojtek, Mika długo nie dawała mu szansy zbliżenia się do mnie. Taki początek nie rokował wielkiej miłości Wojtka do psów.
Ta cudowna przygoda trwała 15 lat, Mika odeszła w grudniu 2005 roku.
drugi rozdział
Rozpacz po utracie psa była straszna, a pustka w domu – nie do zniesienia, dlatego trzy dni później pojechaliśmy do Torunia do hodowli, aby kupić psa.
Decyzja była wspólnie wypracowana : pies – zgoda, terrier – nie !
Kupiliśmy psa, rasy labrador retriever, koloru biszkoptowego, który od 10 grudnia 2005 roku zamieszkał w naszym małym mieszkaniu i na którego punkcie kompletnie oszaleliśmy.
Wtedy też odkryłam w Wojtku, już wtedy moim mężu, ogromną miłość i świetne podejście do psów. Hokus, bo tak miał na imię, rozkochał go w sobie bez końca, był dla nas jak synek, robiliśmy razem dosłownie wszystko.
Gdy na świecie pojawił się Kuba, w roku 2007, Hokus stał się jego opiekunem, najlepszym przyjacielem i towarzyszem zabaw. Zaufanie do psa nie znało granic, raczkujący malutki Kuba wkładał rękę do miski psa, gdy ten jadł, robił z nim co chciał podczas zabawy … a pies, pomimo 40 kg swojej wagi, pozwalał mu po prostu na wszystko.
Wtedy miałam już po swojej stronie całą rodzinę 😉
Hokus kochał wszystkich, jak na labradora przystało, śmialiśmy się, że gdyby ktoś włamał się do domu, to on zrobiłby złodziejom herbatę.
Wtedy też musiałam przewartościować swoje pedantyczne podejście do porządku w domu … długa, biszkoptowa sierść z dodatkiem puchowego podszerstka była wszędzie.
rozdział trzeci
Rok 2017, Kuba jest już dziesięciolatkiem, a w jego życiu przychodzi moment pragnienia posiadania szczeniaka. Hokus jest już 12 letnim psem, a że dla labradora to wiek seniorski, siadają mu stawy tylnych łap i wymaga wyprowadzania na spacery w specjalnym nosidle rehabilitacyjnym, odciążającym jego tylną cześć kręgosłupa.
Wtedy zaczęły rodzić się pytania, czy szczeniak to dobry pomysł, czy będzie dla naszego seniora dobrym towarzystwem i czy damy radę otoczyć odpowiednią opieką ich obu ?
Odpowiedź, przynajmniej dla mnie i Kuby, była oczywista … Teraz tylko zostało przekonać Wojtka. Na początku nie szło łatwo, padały różne argumenty przeciw, głównie wyjazdy i niezależność (Kuba był już bardzo samodzielny, a Hokus chętnie mieszkał u rodziców w domu z ogrodem) …
Ja od początku w głębi serca czułam, że się zgodzi, już wtedy wiedziałam, że to będzie terrier – Manchester Terrier !
Kiedy dzwoniłam po wszystkich hodowlach MT w Polsce, wszędzie trzeba było czekać do zimy, do wiosny, a skoro Wojtek powiedział TAK to trzeba realizować marzenia, żeby się nie rozmyślił. Wtedy usłyszałam w słuchawce telefonu głos Pani Kasi, która powiedziała, że aktualnie ma szczeniaki, a z miotu trzech, została jej jeszcze jedna wolna suczka, która czeka za zabieg przepukliny pachwinowej i dlatego opuści hodowlę dopiero w 12 tygodniu życia.
Suczka urodzona 6 sierpnia (w dniu urodzin Wojtka), do odbioru 4 listopada (w dniu moich urodzin) – to musiało być przeznaczenie ! Bez namysłu wpłaciłam zaliczkę i zaczęłam odliczać dni do wyjazdu do Łodzi.
Inka od pierwszej chwili zakochała się w Wojtku, schowana pod jego kurtką jechała z nami do domu. Nie miałam ani chwili wątpliwości, czy dobrze robię.
Hokus odszedł w październiku 2019 roku, jako 14 letni staruszek, który miał cudowne życie z nami, a ostatnie dwa lata tego życia umilała mu temperamentna siostra Inka.
i czwartego rozdziału początek
W roku 2017 zostałam członkiem Związku Kynologicznego w Polsce i zaczęłam przygotowywać Inkę do wejścia na ścieżkę hodowlaną.
Po odejściu Hokusa wiedziałam, że Ince przydałoby się „rodzeństwo” i podjęłam decyzję, że kupimy jeszcze jedną dziewczynkę. Tu już nie musiałam długo przekonywać Wojtka, ale o tym, że mam najwspanialszego chłopaka na świecie już pisałam …
Następnie rozpoczęły się wielogodzinne rozmowy przez telefon z Ireną z Hodowli Metheora. Bardzo zależało mi na suce z tej hodowli, bo wiedziałam, że to jedna z najlepszych hodowli w Polsce.
I udało się – Irenka zgodziła się sprzedać Rami z miotu urodzonego 2 sierpnia 2019 roku.
Dzień 22 września 2019 roku był decydujący. Jest dojrzała decyzja całej rodziny, kasa uzbierana, 4 rano pobudka i wyjazd … z Piły do Wisły – 530 km … jedziemy !
O godzinie 10 już miałam małą Rami w ramionach. To była „kropka nad i” w kwestii decyzji o założeniu hodowli.
Irena jest jedną z tych wspaniałych osób, które Bóg postawił na mojej drodze, dzięki którym uwierzyłam w siebie, stała się moim mentorem, moim przewodnikiem w kwestii hodowli.
Czy mi się uda ? tego nie wiem na pewno, ale zrobiłam pierwszy krok, pojechałam do Wisły na krycie Inki, udało się – Inka jest w ciąży … Oczekuję teraz pierwszego miotu, pierwszych „moich dzieci”, z nadzieją, że będzie chociaż jedna suczka – taka dla mnie 🙂 która sprawi, że nasza ludzko – psia rodzina powiększy się o kolejnego wspaniałego członka.